Świadectwo W. Kaczor

W tym rozdziale chciałabym Państwu opowiedzieć swoją historię jako pewnego rodzaju ŚWIADECTWO – czy przykład osoby, która przeszła wiele chorób, w tym dwa nowotwory złośliwe, liczne operacje, zawał serca i inne schorzenia, ale nie poddała się i zawierzając medycynie holistycznej, w tym lecznictwu andyjskiemu – wyleczyła się i dzisiaj jest całkowicie zdrowa.

Tę historię uwiarygodnia artykuł, który został opublikowany w czasopiśmie „Vilcacora – żyj długo” (maj, 2000 r.). Jest tam co prawda jeden błąd, gdyż nie maiłem chemioterapii, o której piszą. Moje świadectwo jest  także  zamieszczone  w książce: „Żyję dzięki Vilcacorze”  dr. Romana Warszewskiego.  Zapraszam do lektury mojej historii poniżej.

Są pierwsze dni stycznia 2000 roku, trudno taką datę zapomnieć… gdyż zdiagnozowano u mnie nowotwór złośliwy gardła, z przerzutami na oba węzły chłonne (22 i 28 mm.) Wykryłem go bez większych objawów… To była pierwsza niedziela tego pamiętnego roku 2000. Mroźna pogoda, w samo południe udałem się z żoną na spacer, było piękne słońce. W pewnej chwili zakasłałem i na chusteczce widziałem mikroskopijny punkcik krwi (taka kropka, jak by ktoś dotknął długopisem). To mnie zaniepokoiło, powiedziałem do żony: „przerywamy spacer, jedziemy do szpitala na badanie gardła”. Po badaniu lekarz oświadczył mi: „gardło nasieczone prawdopodobnie nowotworem — jest bardzo groźnie…zostaje Pan na oddziale?” pytał lekarz. Zgodziłem się natychmiast. Tak swoją drogą: nowotwory zostają wykryte dość często bez większych objawów, czy bólów – natomiast są już w dużym stopniu rozwoju i często jest za późno na operację… w moim przypadku to był to rak złośliwy – płaskonabłonkowy – „carcinoma”. Przebywałem wówczas na oddziale Laryngologii w Poznaniu w szpitalu im. Franciszka Raszei. Rak niestety nie nadawał się do operacji – naciekał na całą tylną część gardła. Nie mogłem też skorzystać z chemioterapii, ponieważ wcześniej miałem usuniętą nerkę, a w 1998 r. Miałem raka pęcherza. (W rezultacie usunięto mi wtedy cały pęcherz, nowotwór zaczął naciskać na jamę brzuszną. To było dodatkowo bardzo groźne!). Ten rak gardła, który  pojawił się bardzo szybko (po półtora roku od usunięcia pęcherza), wynikał zapewne z wcześniejszych problemów nowotworowych. Pozostało mi jedynie leczenie metodą napromieniowania w onkologii. Nie miałem wyjścia i poddałem się napromieniowaniu. Na skutek tego leczenia cierpiałem w wyniku skutków ubocznych. Zacząłem nagle chudnąć, zgubiłem w pierwszym miesiącu prawie 20 kg, a docelowo 30 kg wagi.  Byłem bardzo słaby, miałem obrzęk gardła, który powodował, że nie mogłem praktycznie połykać nawet własnej śliny.

Miałem jednak wielkie szczęście… w tym samym czasie przebywał w Polsce salezjanin — dzisiaj już świętej pamięci — Ojciec Edmund Szeliga. Przybył On do Polski z rewizytą z  dalekiego Peru — na zaproszenie polskich lekarzy. Była ta rewizyta po wielu latach, konkretnie po 60 latach nieobecności w ojczyźnie.  Śp. Ojciec Edmund Szeliga wzbudzał w tym czasie w świecie niemałą sensację, ponieważ odkrył tzw. „święte złoto Inków”, czyli Vilcacorę, oraz inne zioła andyjskie, które jak mówił „leczą raka i inne choroby”.   Stwierdziłem, że muszę wykorzystać tę wiedzę, którą odebrałem w tym   czasie, jako swoją szansę i zesłaną mi opatrzność Bożą… Zamówiłem z Peru przepisaną dla mnie pierwszą kurację – różne zioła i ekstrakty, takie jak: Vilcacora (w Peru nazywana: Uńa-de-Gato), Manayupa,  Hercampuri, Flor-de Arena,  Graviola,   Sangre-de-Drago  i  Maca, a później kolejne kuracje.

Od samego początku zawierzyłem, że zioła andyjskie mi pomogą i na własną odpowiedzialność zwiększyłem trzykrotnie dawkę samej Vilcacory – ekstraktu w kapsułkach oraz piłem 3 szklanki wywaru z kory Vilcacory dziennie.   Nie bałem się żadnych skutków ubocznych, oraz przedawkowania, bo już wtedy słyszałem, że nie można jej przedawkować, oraz że nie ma po tych ziołach żadnych skutków ubocznych. Tak też było i w moim przypadku. Posiadałem  wówczas wiedzę, na ten temat.  W jednej z książek, które swego czasu czytałem,  pewien lekarz z USA dr Fhilip Steinberg opisywał walkę z ciężką chorobą – rakiem nerek, potem pęcherza oraz o nawrocie swojej choroby. Miało to miejsce na początku lat 90-tych. Ja znajdowałem się w podobnej sytuacji, jak ten wspomniany lekarz. Jego przyjaciele lekarze nie potrafili mu pomóc, dlatego postanowił sięgnąć po Vilcacorę. Zastosował bardzo duże dawki, gdyż zbadano już wcześniej, że zioła Vilcacory  nie wykazują toksycznych właściwości. W dość szybkim czasie doktor ten zupełnie wyzdrowiał, i w związku z tym od 1993 roku, zajął się osobiście leczeniem chorych z problemami nowotworowymi, wykorzystując w leczeniu Vilcacorę. Uważał, że nie ma czasu na czekanie. Stosował często 3 do 5 razy większe dawki ekstraktu, niż zostało to powszechnie zalecane.   Okazało się później, badania (w kilku Instytutach Naukowych na świecie)  nad dużymi stężeniami Vilcacory w leczeniu raka dają świetne wyniki i nie mają żadnych skutków ubocznych.

W roku 2004 r. potwierdził to między innymi swoimi badaniami warszawski botanik:
prof. dr hab. Mieczysław Kuraś z Uniwersytetu Warszawskiego. Badał On ekstrakty Vilcacory (te oryginalne pochodzące z Peru), gdzie jednogłośnie stwierdził, że Vilcacora niszczy komórki rakowe, a wzmacnia te zdrowe. Było to przełomowe odkrycie w tematyce leczenia nowotworów.   O Jego pracach możecie Państwo przeczytać w rozdziale BADANIA.

Stwierdziłem, że skoro dr Steinberg nie miał czasu i  leczył się tym ziołem z Peru, w dużych dawkach, postanowiłem postąpić podobnie. Myślę, że byłem jednym z pierwszych pacjentów w Polsce w tym czasie, który przyjmował tak dużą dawkę Vilcacory w ekstraktach (w kapsułkach),  ale także piłem wywary z samej kory Vilcacory (wywar z liany / kory). Równocześnie przyjmowałem inne zioła z Peru, które tworzyły pełną kurację.  Lekarze byli zdziwieni jak szybko robiłem progres w zdrowieniu, nie mogli wprost uwierzyć w wyniki, które oglądali… I tak aż do zupełnego wyleczenia z choroby.

W czasie mojej choroby ukazały się w Polsce wspaniałe książki: „Bóg nam zesłał Vilcacorę”, „Vilcacora leczy raka”,  oraz  „Ojciec Nadziei”,   a wspaniałą pozycją okazała się także książka: „Ziołolecznictwo Amazoński i Andyjskie”  –  kompendium wiedzy o wszystkich ziołach leczniczych z Amazonii. To wydanie zostało opracowane przez całą grupę najwybitniejszych polskich i peruwiańskich naukowców z Instytutów Roślin.  Czytałem  i uczyłem się,  było w nich dużo wiadomości o medycynie naturalnej oraz szczególnie o amazońskich ziołach. Od tego czasu mam duże zbiory książek o zdrowiu i życiu człowieka. Dzisiaj uważam, że to właśnie ta wiedza uratowała mi wtedy życie!  Dowiedziałem się w końcu  jak powstają choroby cywilizacyjne,  oraz jaki tryb życia należy prowadzić, a szczególnie jak się odżywiać, oraz co należy zmienić, aby tych problemów w życiu uniknąć. Co do samego leczenia różnych chorób uważam, że nie ma jednej drogi: np. same leki, lub tylko zioła è to trzeba tutaj wyraźnie powiedzieć!  To jest walka na wielu frontach i dotyczy kilku ważnych elementów, takich jak: leczenie konwencjonalne, ziołolecznictwo, zmiana trybu życia (odstawienie różnych używek), odpowiednia dieta oraz inne, takie jak: wiara, medytacja, techniki wizualizacji, higiena snu. Całe holistyczne podejście do zdrowia i życia.

Wracając do mojej historii, a nawet cofając się jeszcze dalej — do roku 1975… Mogę potwierdzić, że i tak w swoim  życiu miałem dużo szczęścia… W 1975 roku stwierdzono u mnie wrzody żołądka, na które chorowałem kilka lat. Dolegliwości nie ustępowały i leczenie nie przynosiło skutku. Miałem już podpisaną zgodę na operacje, chciano mi wyciąć 2/3 żołądka. Jednak w tym szpitalu, spotkałem człowieka zajmującego się naturalnymi metodami leczenia i go posłuchałem. Powiedział mi co mam zrobić. Wypisałem się na własną prośbę… i zastosowałem jego porady.  Po kilku tygodniach okazało się, że dolegliwości ustąpiły zupełnie, wrzody się zagoiły, powstała tylko blizna na dwunastnicy, i byłem zupełnie wyleczony z tej choroby… niesamowite pomyślałem — Zastosowałem „medycynę ludową” i od tamtego czasu, nigdy już nie miałem problemów z żołądkiem. Później jednak pojawiły się za to inne schorzenia. Przebyłem w swoim życiu kilkanaście operacji. Dotyczyły one bardzo ważnych narządów w obrębie jamy brzusznej. Wycięto mi 2 ważne narządy. Ponadto dwa razy chorowałem na nowotwory, miałem zawał serca, do tego  kilka razy „stentowanie tętnic”, a  wszystko to „ciągnęło się za mną” z prostej przyczyny: Nie zmieniałem trybu życia i odżywiania. Byłem leczony przez medycynę konwencjonalną, która w pewnych momentach i okolicznościach ratowała mi życie, ale niestety nie wyleczyła mnie do końca… Zabrakło bowiem najważniejszego ogniwa: zmiany trybu życia i odżywiania. O tych bowiem kluczowych dwóch elementach – lekarze nie mówią za dużo, a zwłaszcza nie mówią o odpowiedniej diecie przy chorobach (zwłaszcza chorobach nowotworowych) – tłumacząc się, że nie są w końcu dietetykami i znają się  tylko na leczeniu skutków, a nie przyczyn.

Ja za to wiem dokładnie, dlaczego w życiu chorowałem na tak wiele chorób. Mój tryb życia, który prowadziłem przez wiele lat, tylko sprzyjał w powstaniu tych chorób! Podczas mojego leczenia nikt mnie nie pytał, jaki tryb  życia prowadzę, specjalnie się tym zagadnieniem nie zajmowano w tamtych czasach… Pytano w prawdzie czy w rodzinie ktoś chorował na raka itd… i łączono to uwarunkowaniem genetycznym… a zwłaszcza jak oświadczyłem, że zmarli  moi przodkowie:  mój dziadek lat 58, ojciec lat 57,   brat lat 48. Odeszli z tego świata na raka i choroby serca, zbyt wcześnie, – a lekarze łączyli to z genetyką… Tymczasem z licznych książek, które napisali znakomici naukowcy, głównie  z USA dowiedziałem się, że niekoniecznie musi to być genetyka, znacznie częściej nazywa się to: „przenoszeniem złych tradycji rodzinnych”… i to była prawda.

W naszej rodzinie wszyscy odżywialiśmy się nieprawidłowo, i do tego mieliśmy złe nawyki i liczne nałogi… zwłaszcza papierosy. Moi bliscy wszyscy palili nałogowo i nie dbali za bardzo o zdrową dietę. Umierali na raka i zawały serca i mnie te choroby także nękały.  Choroby cywilizacyjne nie powstają znikąd. Przy nieodpowiednim trybie życia, droga do zdrowia jest niestety zamknięta… Także w rodzinie mojej żony, zmarło najbliższych pięć osób: ojciec, matka, oraz trzy siostry żony i szwagier. Wszyscy zmarli zdecydowanie przedwcześnie… i to na raka, a 3 osoby miały oprócz raka – zawały serca. Leczono ich tak jak wszystkich – konwencjonalnie, stosując: chemioterapię, radioterapię, operacje… Wszystkie te osoby stosowały się dokładnie do zaleceń lekarzy. Niestety wierzyli, że to wystarczy — żadna z tych osób, nie widziała potrzeby, aby na własną rękę dokonać zmiany w swoim życiu. Każda z tych wymienionych osób nie przeżyła więcej niż rok od momentu zdiagnozowania choroby, czyli raka… Gdy policzę swoich bliskich, tylko w najbliższej rodzinie było to 8 osób – ja byłem 9-ty!  Z całą pewnością spośród tych 9-ciu osób miałem najgorsze rokowania i najbardziej obciążoną przeszłość. Więc dlaczego ja przeżyłem, wyleczyłem się? Odpowiedź jest prosta: zrobiłem znacznie więcej od moich bliskich.  Otóż mój instynkt, lub moja podświadomość podpowiadała mi: „walcz, nie poddawaj się, zrób coś więcej!”. Więc zacząłem kupować książki, czytać, uczyć się, i co ważne wszystko wykonywałem sam! A więc: gotowałem sobie zdrowe posiłki, wyciskałem świeże soki, robiłem różne sałatki, piłem zioła i stosowałem organiczne suplementy, medytowałem, stosowałem techniki umysłowe Silvy, wróciłem do modlitwy, dbałem o kondycję: gimnastykowałem się (kupiłem nawet domowy rowerek, na którym ćwiczyłem), i walczyłem! Moja rodzina była w tym czasie załamana, otrzymała dwa razy wiadomość, że nie mają się co łudzić, że nie mam wielkich szans na przeżycie… do tego ta utrata 30 kg wagi… Jakże pokrętny bywa jednak los i  sama natura… Ja pokonałem raka, przeżyłem od tego czasu blisko 20 lat w zdrowiu, a moich lekarzy, którzy tak wyrokowali… już nawet nie ma na tym świecie, pomimo że byli młodsi wiekiem ode mnie i bez takich obciążeń jak ja. Odeszli nagle lub na różne choroby serca czy nowotwory.

Dzisiaj po ponad 20 latach cieszę się, że w 2000 r. spotkałem na swej drodze śp. Ojca Szeligę i „jego” zioła andyjskie, że zmieniłem tak wiele w swym życiu, odstawiając wszystkie używki, zmieniając dietę, stosując medycynę holistyczną, ale i dbając o zdrowy styl życia – teraz mogę cieszyć się dobrym zdrowiem i dbać o profilaktykę. Nadal piję zioła:  Vilcacorę od 25 lat – codziennie – zapobiegawczo, oraz inne zioła wspomagające, do tego zażywam także ekstrakty w kapsułkach i suplementy. Mogę śmiało powiedzieć, że jestem okazem zdrowia.

Pomagam też innym ludziom, co stało się moją misją życiową, tłumacząc nie tylko, jak działają zioła, ale przede wszystkim skąd wzięły się choroby… oraz co najważniejsze:
jak zdrowo żyć, odżywiać się i leczyć się holistycznie.

Co do chorób nowotworowych i ich leczenia – mamy dzisiaj do dyspozycji wspaniale metody i nowoczesne leczenie, ale tylko podejście holistyczne może pomóc nam w przezwyciężeniu chorób. Dzisiaj w Polsce mamy też do dyspozycji znakomite książki najlepszych naukowców, głównie z USA: świetne pozycje książkowe na temat odpowiedniej diety w chorobach nowotworowych, czy innych chorobach. Zapraszam do działu BIBILOTEKA – tam polecam kluczowe pozycje książkowe.

Dzisiaj są zdecydowanie lepsze warunki, do wspomagania leczenia raka, jak również jest imponująca wiedza na ten temat. Ja staram się cały czas poszerzać tę wiedzę i propagować ją wśród moich klientów. Do tego — od kilkunastu lat współpracuję z peruwiańskimi lekarzami i specjalistami w dziedzinie Fitoterapii. Odbyłem też specjalistyczne szkolenia z tych ziół, zdobywając certyfikaty „Andean Medicine Centre” w Londynie. W tej firmie (A.M.C.) pracowałem na początku jako Dystrybutor – Konsultant peruwiańskich preparatów, a od roku 2002 prowadzę własną firmę, która proponuje pełne kuracje na różne choroby, w tym różne nowotwory. Kuracje, które polecam, były opracowane przez polskich i peruwiańskich lekarzy, z udziałem Ojca Edmunda Szeligi.

Śp. Ojciec Szeliga powiedział kiedyś tak: „Medycyna jest jedna! To medycyna konwencjonalna wywodzi się z fitoterapii, a nie odwrotnie. Nie podcina się korzeni, na których się siedzi… Medycyna Naturalna od zarania dziejów była skuteczna i taką pozostanie, niezależnie od postępu Medycyny Konwencjonalnej. Te dwie metody leczenia się wzajemnie nie wykluczają, tylko doskonale uzupełniają!”

Niemniej jednak należy pamiętać, że same zioła nie pomogą, należy bezwzględnie stosować zalecenia lekarzy, do tego pić zioła i ekstrakty, oraz zmienić tryb życia i dietę. To są kluczowe elementy nie tylko uzdrawiania, ale  i profilaktyki oraz zdrowia na co dzień.

Powtórzę na koniec przesłanie Alberta Einsteina, które często przywołuję podczas swych konsultacji: „Szaleństwem jest robić w życiu ciągle to samo i oczekiwać różnych rezultatów…”

Zapraszam do kontaktu ze mną – telefonicznie lub mailowo. Podpowiem wiele rzeczy przydatnych w leczeniu różnych chorób i dolegliwości, nakieruje na odpowiednią dietę, jak również zaproponuję odpowiednie kuracje ziołami.