Wilkakora okiem prof. Kurasia

VILCACORA - leczy czy wspomaga leczenie?

„Czy Vilcacora leczy, czy wspomaga leczenie raka? Mamy niepodważalne dowody!”

Wywiad z prof. dr hab. Mieczysławem Kurasiem botanikiem z Uniwersytetu Warszawskiego. Z profesorem rozmawia dr Roman Warszewski*

*Obszerny skrót artykułu z miesięcznika „Vilcacora — żyj długo” z lutego 2004 r. (Wydawca: Tower Press)

mieczysław kuraś

Skąd wzięły się u pana profesora zainteresowania antyrakowymi właściwościami roślin?

To sprawa bardzo odległa, bo dotyczy lat siedemdziesiątych. Rozpoczynając swoją pracę na Uniwersytecie Warszawskim w Zakładzie Anatomii i Cytologii Roślin, programowo zajmowałem się badaniem antymitotycznych właściwości roślin, widząc je zawsze w aspekcie antynowotworowym.

Mniej więcej w tym czasie ojciec Szeliga, polski misjonarz w Peru, zaczął interesować się Vilcacorą…

W Warszawie nie miałem szczęścia zetknąć się ani z ojcem Szeligą, ani z Vilcacorą. Za to na Uniwersytecie miałem szczęście dostać się pod opiekę dwu wspaniałych o niezwykłym autorytecie sławnych ludzi: prof. Józefa Szlety i prof. Henryka Teleżyńskiego. To właśnie prof. Szleta ze swoim zespołem rozpoczął fascynujące prace nad ekstraktami roślin, co do których było podejrzenie, że mogą działać przeciwrakowo. Ta wielka pasja poszukiwania “leku na raka” objęła również i mnie. Realizowałem ją w nieco innym aspekcie pod kierunkiem prof. Teleżyńskiego. Po wielu latach okazały się one przydatne również do badania apoptycznych skutków działania ekstraktów Vilcacory.

Czy wśród tej różnorodności potencjalnych onko-statyków znalazły się alkalaloidy?

Nie, wtedy nie. Ale później nastąpiła zmiana problematyki badawczej, chociaż w podświadomości ten “bakcyl” tropienia raka pozostał. Może też dzięki niemu, jako jeden z pierwszych badaczy w Polsce, zainteresowałem się tą wspaniałą rośliną jaką jest Vilcacora!

W jakich okolicznościach do tego doszło?

Była to w pewnym sensie potrzeba chwili, a zdarzenie to dosyć dobrze pamiętam, tym bardziej że to już “nowe dzieje”. Odwiedziły mnie w zakładzie dwie studentki trzeciego roku, które w ramach pracy magisterskiej, chciały się podjąć badania antyrakowych właściwości… Vilcacory. Obie bowiem miały podobne doświadczenie z tą rośliną. W domu pierwszej – babcia wyleczyła się z bardzo zaawansowanej choroby nowotworowej, a w domu drugiej – ciocia. W obu były to sytuacje całkowicie beznadziejne, a opinie lekarzy jednoznaczne, że medycyna wyczerpała wszystkie swoje możliwości. Wybawienie przyszło ze strony… Vilcacory.

O innych, podobnych przypadkach dowiedziałem się w różnych kręgach znajomych.
Vilcacory nie znałem nawet od strony botanicznej, a wobec tego i te zasłyszane wiadomości szybko zostałyby zapomniane, gdyby nie niezwykle natarczywe i niewybredne telewizyjne i radiowe komentarze na temat tej rośliny. Ta kontrowersja opinii wydała mi się na tyle dziwną, że nie dawała mi spokoju. Powstał dylemat, kto tu ma rację?
Doszedłem do wniosku, że wobec tak bulwersujących różnic opinii nie można pozostać obojętnym. Wyraziłem zgodę na podjęcie badań, ale pod warunkiem wstępnego eksperymentu. On miał zdecydować o dalszych poczynaniach…

Domyślam się, że zdecydował on na “tak”, a wyniki okazały się co najmniej satysfakcjonujące.

Zgadza się, ale to za słabo powiedziane, stanowczo za słabo. Wyniki badań, które podjęliśmy wstępnie, przeszły nasze najśmielsze oczekiwania! Rezultaty, jakie osiągnęliśmy, były bardzo sugestywne i wyraźne – widoczne dosłownie jak na dłoni! I tak zaczęła się nasza przygoda z Vilcacorą.

Jak to należy rozumieć?

Już w oparciu o wstępne badania wykazaliśmy i potwierdziliśmy to, czego ewentualnie – przy dużej dozie szczęścia – można było się spodziewać, że ekstrakty Vilcacory, przy odpowiednim ich stężeniu, wyraźnie i zdecydowanie hamują aktywność mitotyczną.

Co to znaczy mitotyczna…

Mitoza to podział komórki. Ekstrakty z organów Vilcacory – kory pni, liści i korzeni – w zależności od stężenia, hamują proces podziału komórki. Jest to szczególnie ważne, gdy mamy do czynienia z komórkami nowotworowymi, których istotą jest właśnie intensywne, nieuporządkowane dzielenie się komórek. Oznaczało to zatem, że przy pomocy ekstraktu Vilcacory można będzie zahamować proces nowotworowy.

Jak wyniki tych badań mają się do danych publikowanych w literaturze światowej?

Kiedy przystępowaliśmy do tych badań, szokującą była dla nas olbrzymia ilość publikacji dotyczących chemicznych analiz ekstraktów uzyskanych z różnych części Vilcacory, wykonanych głównie przez austriackiego badacza – Keplingera. Niewielką ich ilość stanowiły publikacje dotyczące efektów badań aktywności biologicznej tych ekstraktów, czyli jak one działają na komórki żywe, w tym głównie rakowe. Aktualnie zaległości te szybko są nadrabiane, a liderem w tej grupie uczonych jest bezsprzecznie prof. dr Yezhou Sheng z Uniwersytetu w Lund (Szwecja). My zaś jesteśmy usatysfakcjonowani faktem, że w pewnym sensie udało się nam Jego badania uzupełnić.

Na czym polegały te uzupełnienia?

W głównej mierze dotyczą one ustaleń sposobu wyhamowania aktywności mitotycznej komórek po działaniu ekstraktów Vilcacory, a w dalszej konsekwencji – wchodzenia tych komórek w tzw. programowaną śmierć komórek, czyli apoptozę. Dr Sheng – jako lekarz – apoptozę potraktował jako ,,cel sam w sobie”, nie zagłębiając się w jej mechanizm. Nam przynajmniej w ogólnym zarysie, mechanizm ten udało się ustalić.

Co zatem wynikło z tych badań?

Wykazaliśmy, że ekstrakt Vilcacory, w zależności od stężenia i czasu działania, hamuje aktywność mitotyczną komórek merystematycznych. Stwierdziliśmy przy tym, że im stężenie jest wyższe, tym zahamowanie podziałów komórkowych jest efektywniejsze. Ale z drugiej strony, jeżeli stężenie ekstraktu jest zbyt małe, to prowadzi do procesu odwrotnego – stymulacji, czyli wzmożenia podziałów komórkowych. Obie reakcje, aczkolwiek przeciwstawne, są niezwykle istotne.

Czy zatem Vilcacora przydatna jest w kuracjach antynowotworowych?

Bezwzględnie tak. Proces nowotworowy polega bowiem na nadmiernym i nieskoordynowanym namnażaniu się komórek rakowych. Nasze badania dowiodły, iż ekstrakt Vilcacory w odpowiednim stężeniu proces ten nawet całkowicie hamuje.
W przypadku działania Vilcacory niezwykle ważne jest i to, iż zahamowanie podziałów komórkowych jest łagodne i nie doprowadza do dezorganizacji, w tym aberracji chromosomów zawierających materiał genetyczny. Jest to bardzo istotne, jeśli zważy się fakt, iż w wyniku aberracji chromosomowych powstających po działaniu niektórych cytostatyków dochodzi do mutacji, które stanowić mogą początek tworzenia się nowotworów wtórnych, a te najczęściej stanowią większe zagrożenie dla chorego niż nowotwór pierwotny. Z naszych obserwacji wynika, iż po podaniu ekstraktu Vilcacory prawdopodobieństwo wznowienia procesu nowotworowego znacznie spada.

Czy wyniki wykazujące zróżnicowane reakcje komórek w zależności od stężenia ekstraktu też są istotne?

Oczywiście. Wynika z nich bowiem, że małe dawki Vilcacory wzmagają aktywność metaboliczną organelli komórkowych – głównie mitochondriów, odpowiedzialnych za przemiany energetyczne w komórce – co z kolei wskazuje na przydatność niskich stężeń Vilcacory w immunostymulacji procesów odpornościowych, w tym także w profilaktyce antyrakowej. Ten szeroki zakres potencjalnych możliwości działania preparatów Vilcacory stanowi nadzwyczajną jej wartość i możliwość bardzo szerokiego terapeutycznego zastosowania.

Czy zróżnicowana reakcja komórek na stężenie Vilcacory nie jest kluczem do zrozumienia immunomodulującego działania Vilcacory? Prof. Yezhou Sheng, z którym niedawno rozmawiałem, zaobserwował niezwykle interesujące zjawisko: ekstrakt Vilcacory wzmacniał komórki zdrowe, natomiast niszczył komórki rakowe, działając wybiórczo…

Pytanie dotyczy dwu zagadnień. Na pierwsze z nich trzeba odpowiedzieć twierdząco. Można być nieomal pewnym, że ten sam czynnik, w zależności od koncentracji, będzie działał bądź stymulująco – pobudzając komórki do wzmożonej odporności – bądź też immunosupresyjnie – obniżając lub całkowicie znosząc ich odporność. Druga część pytania dotyczy najważniejszego wyniku z badań dr Shenga. Wszystkie naukowe wysiłki dotyczące poszukiwania anty-rakowo działającego związku zmierzają do uzyskania leku o tak wybiórczym działaniu, które powodowałoby zabicie komórek rakowych, a pozostawiało bez uszczerbku zdrowe komórki. Wszystkie dotychczasowe poszukiwania były bezowocne. Jeżeli więc wyniki prof. Shenga zostaną potwierdzone w dalszych badaniach laboratoryjnych, a co najważniejsze w badaniach klinicznych, będzie to olbrzymie osiągnięcie. Sprawie tej przyjrzymy się w niedalekiej przyszłości. Zróżnicowana reakcja komórek na różne stężenia Vilcacory niewątpliwie stanowi jedną z największych tajemnic tej rośliny, a dla nas jako badaczy jest źródłem wielkiej fascynacji.

Dlaczego?

Z dwóch powodów: po pierwsze dlatego, że w terapiach antyrakowych coraz większe znaczenie przywiązuje się do profilaktyki, a jak widać, Vilcacora ma tu wielkie możliwości działania; po drugie bardzo intensywnie trwają poszukiwania cytostatyków o wybiórczym działaniu w stosunku do komórek rakowych. Również w tym przypadku Vilcacora może okazać się niezwykle przydatna.

Panie profesorze, czy badania te będą miały swój dalszy ciąg?

Mam nadzieję, że przy dalszej przychylności władz naszego wydziału i uczelni (teraz jest wspaniała, dziękujemy) będą one kontynuowane, a co więcej, marzy się nam, aby nabrały większego tempa i rozmachu, przy szerszej kooperacji z wyspecjalizowanymi, biologiczno-medycznymi placówkami naukowymi. Póki co, to najintensywniej naukowo wspierani jesteśmy przez prof. Krzysztofa Gulewicza z Instytutu Chemii Bioorganicznej w Poznaniu i dr Grażynę Hoser z Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego. Plany i w tym względzie mamy znacznie szersze, ale aby nie zapeszyć, nie będę o nich mówił…

Wróćmy do mechanizmu hamowania aktywności mitotycznej oraz indukcji apoptozy, czyli mechanizmu śmierci komórek badanych testów przy udziale ekstraktu Vilcacory. Mówił pan, że udało się wam ustalić mechanizm tego procesu.

To może powiedziane za dużo, ale tu z satysfakcją muszę stwierdzić, że w tym względzie jesteśmy zupełnie w światowej czołówce, bo nawet wymieniany już prof. Sheng badań tych nie podejmował, ograniczając się do uzyskania ostatecznego efektu działania ekstraktu, czyli apoptozy.

Co więc dotychczas udało się ustalić?

Nie wchodząc w szczegóły, których na razie wolałbym nie ujawniać, mogę stwierdzić, że roztwór ekstraktu Vilcacory zmienia profil syntezy białek w komórce, modyfikując m.in. te, które odpowiedzialne są za prawidłowy rozdział chromosomów, ich rozejście się do biegunów komórki macierzystej i warunkują jej podział na dwie komórki potomne. Tak więc, mimo że komórki macierzyste przygotowane są do podziału – mają bowiem podwójną ilość DNA i chromosomów – do podziału tego nie dochodzi.

Czy to znaczy, że z pańskiego punktu widzenia – z punktu widzenia badacza, który na własne oczy, w okularze mikroskopu tysiące razy widział, jak Vilcacora działa na komórki – Uncaria tomentosa powinna być powszechnie uznana za lek antynowotworowy?

Wszystkie nasze wyniki badań wskazują, że właśnie tak jest. Osobiście jestem głęboko o tym przekonany. Zebraliśmy już wystarczająco wiele dowodów na to, że “ Vilcacora leczy raka”, a w przyszłości – dzięki coraz lepszej konsolidacji biologicznych i medycznych ośrodków badawczych – prawdopodobnie zbierzemy ich jeszcze więcej. Sądzę, że dzień, kiedy w Polsce Vilcacora zostanie zarejestrowana jako lek antynowotworowy, jest już naprawdę bliski i że nasze prace będą istotnym argumentem przemawiającym na rzecz tej jakże istotnej decyzji. Statystyki podają, że co piąty mieszkaniec Polski umiera na raka. Nie pozwólmy na to, by rak nadal nas wyprzedzał!

Rozmawiał dr. Roman Warszewski

Artykuł ukazał się w miesięczniku „Vilcacora-żyj dłużej” w lutym 2004r.
Wydawnictwo: Tower Press

Komentarz wydawcy do wywiadu

UKŁON W STRONĘ NATURY

Leki chemiczne nie działają specyficznie na komórki nowotworowe. Doprowadzają do wyniszczenia wszystkich, szczególnie odpornościowych komórek organizmu. Natomiast najnowsze nadzieje, leki nowej generacji, są trudno dostępne ze względu na koszt leczenia. Metody genetyczne czy fotodynamiczne ciągle pozostają w fazie dopracowywania, klinicznych badań i planów. Stąd coraz wyraźniejsza tendencja (także w środowiskach akademickich) powrotu do medycyny naturalnej (niekonwencjonalnej), tak popularnej w USA, w Kanadzie, czy w krajach Europy Zachodniej.

W Polsce medycyna naturalna, fitoterapia wciąż jeszcze jest na marginesie nauk medycznych. Zdaniem prof. M. Kurasia   mamy duże braki i zaległości w stosunku do krajów wysoko uprzemysłowionych, gdzie medycyna naturalna zyskała sobie pełną akceptację i jest w pełni skorelowana z klasyczną gałęzią tej nauki.